Dziś szczególnie wróciłem do tego powyższego obrazka.... Dlaczego, spytacie? Otóż rozpoczął się proces osoby która nie tak dawno dokonała samodzielnie bardzo krwawego zamachu, podwójnej akcji dziejącej się w stolicy tego kraju i na pewnej wyspie. Ta osoba to Andreas Breivik winny śmierci 77 osób w zamachu bombowym w Oslo i krwawej jatce jaką urządził na wyspie Utoya. Co nim kierowało? Czytajcie sami - jest przeciwnikiem wielokulturowości i to był dzień w którym postanowił wysłać swoje przesłanie w świat. Udało mu się. Jednych zaszokował, innych zachwycił. Jednych zabił, innych zranił ale na pewno wielu poruszył tym co dokonał. Mało kto przejdzie koło tego obojętnie. Ale czy My na prawde czujemy się bezpiecznie? Przecież Europa ma swoje "demony" przeszłości - IRA, ETA i nie tylko, wiele innych organizacji czy osób. Ale odbiegam na organizacje. Jak samotny musi być więc człowiek by stać sie potworem? Gdzie przebiega ta cienka granica po odrzuceniu przez ludzi? Takich jednostek jest o wiele więcej jak ten wspomniany wyżej: Hitler, Lenin, Stalin - oni też byli w młodości nikim, zaś kim się stali? Kim musiał być Bin Laden? Kim Husajn? Jak życie musiało ich doświadczyć, że stali się tymi kim się stali? Że wzięli sprawy w swoje ręce i dokonali tego co dokonali. Na zawsze zapisali się tym w historię tego świata.
Dlaczego o nich wspominam? Kiedyś jak czułem się taki strasznie odrzucony przez wszystkich - czasy mojego pierwszego bloga; to takie myśli przychodziły mi do głowy, by zrobić to samo co bohater Sali samobójców. By tych którzy byli dla mnie udręką ukarać raz na zawsze - mocno i słono. Bardzo słono. Nasiliło się to po znalezieniu przeze mnie w domu pistoletu po dziadku. Do dziś mnie kusi... Czasem siadam w piwnicy i oglądam go ostrożnie, głaszczę lufę ale chowam go z powrotem. Boję się własnych myśli kiedy trzymam go w rękach. W tamtym czasie zapoznałem się również z setkami przeróżnych tortur i zapamiętałem te które mogłyby być ciekawe w zastosowaniu. Pamiętam je dokładnie do dziś. Więc pytam się ponownie - gdzie przebiega ta cienka granica?
Czy może też jest sens by spisać te wszystkie odczucia, myśli, złości i frustracje w pamiętnik? Opublikować w sieci, wydać książkę? Może lepiej nie... jest tylu świrusów, że któryś mógłby na podstawie takiej lektury wcielić tekst w życie - powołać fikcję do rzeczywistości. Chyba jedynym wyjściem jest spisanie tych złości, odetchnięcie, rozpalenie ognia i spalenie za jakiś czas tego wszystkiego. Ale to lubi wracać.... a jeśli wróci na tyle silne by przekroczyć cieniutką granicę?
Nie wiem co napisać... Po przeczytaniu tego postu muszę wziąć głęboki wdech i złapać choćby jedną myśl kołaczącą się po mojej głowie... Zacznę od tego, że z przerażeniem czytałam o tej broni... Myślałam, że posiadanie broni jest możliwe tylko na filmach... I tak, znowu zaczynam pierdolić coś bez składu i ładu, ale...nie potrafię zebrać myśli... Coś fascynującego jest w tym zatapianiu się w ciemności ogarniającej człowieka samotnego. I nie znów nie chciałabym,żebyś zrozumiał mnie źle...
OdpowiedzUsuńMasz rację, to lub wracać...Myślałam, że to co było kiedyś jest za mną. A teraz coraz częściej nawiedza mnie ten sam bezsens i bezsilność...I nie radzę sobie z tym. To jest jak powrót do znanej, ciemnej jaskini z której nie ma wyjścia...
I odnosząc się do Twojego postu, absolutnie się z tym zgadzam i cieszę się, że napisałeś ten post. Bardzo wiele uświadamia. Czytałam dzisiaj rano o tym Breiviku, przytoczono fragment jego słów, że gdyby mógł zrobiłby to ponownie... I gdzieś we mnie wzbiera się nienawiść, jakaś złość, że przyszło mi żyć w tak okrutnym świecie, z okrutnymi ludźmi. Ale potem myślę, że to jego okrucieństwo nie bierze się z nikąd. I, że właściwie nieistotne są powody dla których posunął się do takich czynów - musiał zostać bardzo skrzywdzony, dlatego teraz on krzywdzi innych. I musiało mu coś tak bardzo brakować, że musiał wypełnić swoje życie czymś tak podłym.
Ech...masło maślane mi wyszło. Przepraszam, że tak chaotycznie. Ale po pierwsze tak już mam, a po drugie trochę się rozemocjonowałam...
Też nachodzą mnie te najczarniejsze myśli... kiedyś przeglądałam strony szukając...sposobu...Cała drżę, kiedy przypominam sobie tamten okres...I modlę się, żeby to już nigdy nie wróciło...
Dobrze, że napisałeś ten post. Mam teraz banię pełną od krzykliwych myśli, ale i tak dziękuję.
Pozdrawiam,
;*
Nie tylko samotnicy są takimi potworami, patrz chociażby Kony 2012. Z drugiej strony myślę, że psychopatyczne zapędy po spędzeniu długiego okresu w samotności to kwestia mimowolnego wpływu innych ludzi na nas. Im dłużej zostajemy sami, tym więcej przychodzi nam do głowy rzeczy, których w innej sytuacji nie bralibyśmy poważnie. Nie mogę powiedzieć, że Cię zupełnie rozumiem, bo aż w tak ciemnym miejscu nigdy nie byłam, ale mam takie momenty. Chwile, kiedy trzymam nóż i mam ochotę dźgnąć nim ojca. Przecież jest wiecznie mną nieusatysfakcjonowany, to chociaż to postaram się zrobić dobrze... Nieważne, w każdym bądź razie wracając do tematu - widziałeś może film pt. "Słoń"? O nastolatku, który napadł na swoje liceum z bronią, podłożył ładunki wybuchowe... Ciekawa analiza tego, co myśli morderca i ofiary, polecam. Pozdrawiam, Lorelle.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem Twojego komentarza. Wydawało mi się, że podkreśliłam to, że CHCĘ utrzymywać kontakt.
OdpowiedzUsuńNo ale jak chcesz.
Myślę, że nawet najszczęśliwsi, najmilsi i najbardziej wspaniałomyślni ludzie, gdy zostaną sami mogą stać się potworami. Gdy czujemy się wyalienowani, niechciani, nikomu nie potrzebni to jesteśmy sfrustrowani. Chcemy ukarać świat za to, co nas spotkało. Drażni nas widok szczęśliwych ludzi, którzy mają to, co dla nas jest jedynie odległym marzeniem. Bijemy się z myślami, czemu my? Dlaczego nas to spotkało?
OdpowiedzUsuń