9 grudnia 2012

Już grudzień...

... a ja tak długo nic nie napisałem!!! Tyle się wydarzyło i dzieje... dobrych i złych rzeczy... a ja wymyślam kolejne notki ale... nie spisuję ich... zacznijmy więc małe nadrabianie:

Kiedy ktoś bliski pragnie się zabić....
Co może dziać się w umysłach osób które znamy, lubimy bądź kochamy. Nie wiemy. Może właśnie codzienny uśmiech i zblazowane podejście do życia to tylko maska mająca osłonić wewnętrzne smutki, depresję czy inne problemy które zjadają od środka człowieka - także natury psychicznej. I wystarczy jeden mały problemik za dużo... by czara goryczy się przelała i by rozpętało się piekło od małej iskierki. Wtedy nagle zostają podjęte takie nagłe decyzje które mogą zaważyć o całym życiu.
Ale jakim trzeba być egoistą, by mając przy sobie przyjaciół, którym można ufać i którzy potrafili już tak wiele dla nas zrobić, wyciągnąć z tarapatów, wesprzeć w chwilach smutku - by targnąć się na swoje życie mając totalnie gdzieś ich uczucia i to co będą przechodzić.... No jak?
A jednak można i się da....

WrocLove
2 tygodnie temu to puste hasełko jak dla mnie i związane z jakimś dziwacznym festiwalem czy eventem nabrało nowego znaczenia... tak... odwiedziłem Wrocław, a tam pewną osobę z którą łączyło mnie bardzo wiele wspólnego... ale po tych nie pełnych dwóch dniach... połączyło nas coś jeszcze... czy to uczucie? coś więcej? Masakra! Zacząłem zachowywać się jak zakochany gimbus! Ale też czuje coś czego... na pewno do tej pory nie czułem... nawet jeśli zdawało mi się, że to właśnie to uczucie to nie było ono tak intensywne! Czy oto właśnie nadszedł mój czas?
"I często sobie zadaje pytanie, czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?"

15 listopada 2012

Poranek Miasta Królów

Chłód... Czerwone światło zatrzymuje mój bieg. Przeglądam się w przejeżdżającym tramwaju - ależ ja jestem zarośnięty...
Poranki bywają nie ubłagane - dla mnie to o wiele za wcześnie by wstawać. Mgła otula uliczki królewskiego miasta niczym westchnienie zaspanego człeka zbudzonego za wcześnie. Wije się i wciska w każdą szczelinę lecz zawsze na dystans. Ten chłód otrzeźwia mnie całkowicie - Boże, litości... Znów muszę kupić whisky. Moje płynne złoto. Palące żyły i tętnice zaklętym w niej żarem. Wtedy wraca świadomoś codziennego spotkania z Doloris i jej towarzystwo. A jest ono dobre bo życie jest pełne Doloris. Dzięki niej wiesz że żyjesz. Nawet zdradzony, zapomniany, wyśmiany, poniżony, odrzucony. Żyj. Bo życie jest kurwa piękne! Niestety....





Doloris znaczy ból.

3 listopada 2012

Wszystkich Świętych

Prawie minął czas zadumy... czy aby na pewno? Wielu z nas uważa iż 1.11. czyli Wszystkich Świętych to dzień pamięci o zmarłych. A to nie prawda. Najprościej mówiąc to imieniny każdego z nas, dzień radości ze wszystkich którzy dostąpili Życia Wiecznego w Niebie. Dzień zaduszny czyli 2.11 to dzień pamięci o naszych bliskich zmarłych w którym prosimy za nich, wstawiamy się i prosimy o to by zostali zbawieni. Napisałem to tak dla pewności aby niektórych może uświadomić i naprostować.
Ale święto jak to święto... komercja nawet i tutaj potrafi zagościć, może mały przykład?


Trochę śmieszne no ale... jakże prawdziwe w obecnych czasach... nawet w taki czas biznes potrafi wcisnąć swoje stare i pomarszczone paluchy które mimo upływu lat wciąż są mocne i ostre.
Widać to także w wystroju. Jakie modne kolory kwiatów w tym roku są? Fiolet lub krwista czerwień oczywiście :) tak świetnie to było widać.

Oczywiście byli wspominani znani którzy odeszli w tym roku, ma się rozumieć w dniu nie tym co trzeba. No ale dlaczego tak jest? Bo tylko pierwszy dzień tych świąt jest wolny i dlatego tak chyba mylimy je ze sobą. Ale czasem wystarczy na coś zwrócić baczniejszą uwagę...






Zdjęcie pierwsze pochodzi z fb, a powyższe mojego autorstwa.


14 października 2012

Cena ludzkiego życia

Ile kosztuje gram czy dwa amfetaminy? Albo heroiny czy innego świństwa którym młodzi ludzie lubią się szprycują? Jeśli znacie odpowiedź na to pytanie - więc poznaliście ile życie ludzkie potrafi być warte. Nie będę tu przytaczał przykładów kiedy narkomana wykończyli za to, że nie miał czym zapłacić za towar bo to można także pod to podciągnąć. Bardziej skupiam się na sferze kiedy ktoś po zażyciu któregoś z w/w świństw dokonuje zabójstwa - umyślnie lub nie. Nikt zapytany wprost jaka jest cena ludzkiego życia nie udzieli odpowiedzi a to jest 50, 100, 150, 200 zł za gram? Nie mam pojęcia i chyba nie chcę wiedzieć... Współczuję tym którzy dali się wciągnąć w narkomanie bo było im np źle, nie radzili sobie z nauką, życiem.... To głupota! Już lepiej zapić to niż odlecieć...
A czemu o tym w ogóle wspominam? Z powodu pewnej tragedii z mojej okolicy... Pewna 20-latka po zażyciu amfetaminy wsiadła w samochód i pędziła sobie 80 km/h i w niedalekiej miejscowości śmiertelnie potrąciła na pasach 10 i 11 letnich chłopców... Nie da się wyrazić jaki ból czują rodziny, a także co człowieka ogarnia na myśl o tym, że to nie odosobniony przypadek prowadzenia po czymś takim....
Ale jak wspomniał ksiądz na pogrzebie chłopców "Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Bo jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierza. Łatwo jest osądzać, ferować wyroki. Ale to nie jest nasza rola, tylko Bóg ma do tego prawo". Na tym kończę ten temat.

9 października 2012

Boska cząstka

Dla większości to cząsteczka fizyczna której poszukują fizycy - ta dzięki której narodził się wszechświat i potwierdzenie teorii wielkiego wybuchu.
Czym jednak jest ona dla mnie? To nie coś materialnego. To coś takiego czego my nie jesteśmy w stanie ogarnąć ale potrafimy tego doświadczyć, czy zaobserwować zostając upewnieni, że Bóg istnieje.
Jeśli po raz 3 w przeciągu kilku miesięcy właśnie taki wniosek nasuwa mi się po pewnych doświadczeniach to zaczyna maleć prawdopodobieństwo przypadku i błędu w ocenie zjawiska. Pierwszym są spadające gwiazdy. Tak wiem, deszcz kosmicznych odłamków mający swoją nazwę, ale gdy leży się nocą i wpatruje w niebo widząc miliony gwiazd to czuje się jak ten widok przytłacza, że coś zwykłego nie mogło stworzyć tego przepięknego obrazu widocznego na naszym sklepieniu. Zaś zjawisko "spadających gwiazd" jest uhonorowaniem cierpliwości i chęci spojrzenia ponad codzienność. Jest w tym cząstka siły Stwórczej i da się to wyczuć w zachwycie jaki rośnie wewnątrz człowieka gdy patrzy i podziwia nocne niebo przepełnione gwiazdami. Gdy jedna spada - czujemy się nader wyjątkowo.
Powiada się, że oczy to zwierciadło duszy. To prawda. Nawet całkiem odmienne osoby potrafią mieć w oczach ten sam blask i żar który promieniuje z oczu, gestów, słów - po prostu całych nich.. Ten blask to miłość. Gdy ktoś kocha i mówi o osobie którą tym uczuciem obdarzył to nie widać w nim pasji choć można to z nią pomylić. To całkowite oddanie, z wplecioną radością, pasją, zafascynowaniem i uczuciem. Tymi słowami próbuję określić miłość którą da się dostrzec za to opisać nie można! Moje słowa są pustą skorupą. Trzeba samemu się o tym przekonać. To da się wyczuć a ja wiem, że to właśnie to. Na pewno nie można tego pomylić z jakimś innym uczuciem. Dziś po raz drugi mogłem się przekonać o tym, że miłość istnieje. Nie da się tego uczucia zamknąć w jakimkolwiek określeniu, wyrazić serduszkiem czy kartką, pocałunkiem czy seksem. Tego trzeba doświadczyć osobiście. Zostać nim obdarzony bezpośrednio jako kochana osoba lub pośrednio jako ktoś komu zakochana osoba mówi o tym co czuje. W tym właśnie uczuciu dojrzałem dziś Boską cząstkę. Tego człowiek nie mógł wymyślić - człowiek umiał to uczucie nazwać "miłością" ale dopiero gdy w któryś z powyższych sposobów jej doświadczy to przekona się, iż słowa to słowa zaś w tym uczuciu kryje się dar Boga. Sam Stwórca tchnął w nie swoją cząstkę boskości. Dlatego wiem, że Bóg, Wyższy niż my Byt którego nie jesteśmy w stanie ogarnąć -  istnieje. I obdarza nas swoim najpiękniejszym darem. Miłością. To właśnie jest ona - Boska cząstka.
To mnie utwierdza w wierze. Bóg na pewno istnieje.

Pwrót do Miasta Królów

Znów krew chętniej płynie w tętnicach, serce szybciej bije a ciało i umysł scalają się w odczuciu spokoju i błogości. Tak! W ten sposób odzyskuje równowagę w mym upragnionym mieście które po mimo swej wielkości jest dla mnie tym małym domem. Tak właśnie się czuję odwiedzając znane mi uliczki, miejsca, odkrywając wciąż nowe i przebywając w sferze tego miasta, które poniedziałkową nocą potrafi zaskoczyć pustkami. Noc i pustka w tych miejscach to coś pięknego ocierającego się o mistykę. Po 3 miesiącach zawieszenia między życiem a bytem znów czuję się.... dobrze. Mimo obowiązków i codziennych przeciwności zakwitła we mnie równowaga.
Tak właśnie działa to Królewskie Miasto.

1 października 2012

Niepełnosprawny vs Miasto

Ten post powinien być, później ale skoro jestem już na świeżo.... poznałem dziś ciekawą osobę - Monikę, 40 letnia niepełnosprawna na wózku która chciała dotrzeć do miejsca noclegu. Wracając ze spaceru i jadąc tramwajem poprosiła mnie o pomoc dotarcia pare ulic dalej - zgodziłem sie bo przecież sam tu w okolicy mieszkam więc spacer nie zaszkodzi. Ciężko pchało się jej wózek i rozglądaliśmy się za odpowiednia ulicą. W końcu dotarliśmy i czuliśmy się prawie jak w przysłowiowym domu. I wtedy wszystko sie posypało... zabukowanie było wpisane przez jakiegoś idiotę który niepełnosprawnego dla wózku traktuje jak innych i zarezerwował pokój na 4 pietrze a skoro Monika (wtedy jeszcze dla mnie pani) miała wózek recepcjonistka całkiem jej odmówiła. Poleciła przynajmniej inny hostel kawałek dalej. Dotarliśmy tam, wspięliśmy po schodkach i okazało się, że też nie ma szans bo jedyne coś wolnego wysoko a windy brak, lecz zaproponowała ich drugą siedzibę dobre 30 min stamtąd. Chcąc nie chcąc wybraliśmy się na ową ekskursję z przymusu. Po drodze rozmawialiśmy i przeszliśmy na Ty. Jest bardzo ciekawą, miłą, sympatyczną i wesołą osobą. Ten nowy hostel był droższy ale wspomogłem ją gdyż biedna nie miałaby się gdzie podziać. Może uzna mi to Ten Na Górze za dobry uczynek który coś zmaże... Pomogłem jej więc tam dotrzeć a później do jej pokoju tam także pogadaliśmy a potem powędrowałem do siebie i siedzę tu teraz... to było przeszło 3 godziny z nią spędzone i wiecie co? Nie żałuję. Szkoda tylko, że te kilka osób z którymi mieliśmy kontakt okazało się nie być człowiekiem.

9 września 2012

Wrześniowa nocka

Idę pustymi i bezludnymi ulicami miasta na krańcu małopolskości... idę i czuję, że jest inaczej. Coś się zmieniło i nie wiem czy powróci. Mijam rzędy latarni i wkraczam w mrok. Dziś już ani kiedy indziej nie doczekam się mego nocnego towarzysza - dalekobieżnego pociągu na Gdańsk który swym przejazdem rozrywał tę ciszę wokół mnie i wyciągał z pamięci przyjemne wspomnienia ulubionych podróży pociągami. Idę więc wytrwale dalej, spoglądam w górę zdając się na przewodnictwo zwierzęcia. Patrzę i staram się dostrzec konstelacje które mi towarzyszą - które tak bardzo lubię obserwować. Próbuję dojrzeć gwiazdy i modlę się w skrytości serca o tę jedną jedyną spadającą bym mógł znów nacieszyć oczy pięknem tego zjawiska. Niestety znów ponoszę klęskę... setki latarni palących się miejscami bez sensu rozjaśnia mroki dając początek dziwnemu tworowi mroko-podobnemu. Gdzież ta czerń nocy którą poznałem na północy. Gdzież to przepiękne niebo rozświetlone miliardami gwiazd na czarnej czerni nieba. Gdzież te gwiazdy spadające - meteoryty płonące które wtedy mogłem dostrzec. Wszystko zostało na północy. Blask latarni jak włócznie dziurawią zasłonę mroku i z miliona gwiazd dostaję tylko tysiąc? Mniej? Któż to wie... nie tyle ile bym chciał...
Idę więc dalej pustymi chodnikami, z odgłosem mych kroków za towarzystwo, ze zwierzęciem wiodącym przewodnictwo a myślami rozproszonymi jak ów mrok wokoło. To już wrzesień, czas tak pędzi do przodu. Nic już nie będzie jak wcześniej.

19 sierpnia 2012

Hipokryzja nonkonformisty dnia dzisiejszego

Jestem nonkonformistą. Z wyboru lub nie - jestem nim. Na pewno? Są ludzie, którzy  czują, iż właśnie tak ich los pokierował czy może spadło na nich fatum by podążać tą ścieżką. Mnie się np. ona podoba. Ale czy na pewno w dzisiejszych czasach jesteśmy czystymi nonkonformistami? Nie. Dziś nawet ciężko o czysty rock, hip hop, pop... wszystko jest ze sobą pomieszane ze sobą a artyści okrzyknięci artystami - czasem chce się powiedzieć jacy artyści tacy fani ale to szczegół. Nie każda mieszanka jest dobra o czym przekonał się każdy z nas mieszając coś tłustego z mlekiem lub coś w tym stylu. Jeśli chodzi o muzykę, kulturę, film - reakcja może być analogiczna co do jedzenia. Tak, mam na myśli kulturowy vomit. Ale znów odbiegam od tematu!
Jestem nonkonformistą. Ale nie mogę równać się z pionierami tego ruchu, lub dawnymi jego przedstawicielami. Nie będę się wdawał szczegóły i rzucał przykładami - nie o to chodzi. Jak ktoś chce to znajdzie te informacje. Nie jestem nim w pełni bo... może nie podążam za zdobyczami tego świata - no przynajmniej nie wszystkimi i nie tymi które dla mnie są idiotyczne. Ale posiadam facebooka, zdarza mi się jadać w sieciówkach, oglądam seriale i filmy tzw kasowe przeboje, daje się czasem wodzić producentom sprzętu grającego czy odtwarzającego - ale na szczęście nie aż tak by kupować to od razu. Bo zauważyliście ten fenomen? Każdy chce się czuć wyjątkowo. To tak jakby chciał być nonkonformistą a oni to wykorzystują. Bo z naszym sprzętem będziesz wyjątkowy, został on stworzony dla Ciebie, z nim będziesz kimś! I jak te barany na rzeź ia te tłumy kupować, firmy więc sprzedają sprzęty tworząc miliony zadowolonych i wyjątkowych użytkowników. Miliony nonkonformistów! Ha....
Ja nie chcę być jednym z tych baranów. Wyrywam się i nie gonię za pięknymi samochodami, najnowszym iPodem, iPadem czy innym iSyfem. Nie szukam ubrań z metką, nie słucham techno popu który lasuje ludziom mózgi - nie wszystkim bo każda reguła posiada wyjątki.  I choć zdarza mi się pociągnąć łyk tej globalnej pogoni czy zakosztować w najnowszych zdobyczach dla mas - to wykorzystuje je tak czy siak by podążać tą moją drogą na uboczu stada pędzonego oślep na złamanie karku.
Jestem nonkonformistą. Nadgryzionym przez hipokryzję XXI wieku.

11 sierpnia 2012

Ostatnie słowo

No to adieu.... Trochę bałaganu, przepychanek, pośpiechu i przekleństw. W końcu wygodne usadowienie się i wsłuchanie w miarowy stukot kół. Tego mi było trzeba. Za tym tęskniłem i nie mogłem się doczekać. To jest moją największą atrakcją całej tej operacji.

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!
L. Staff


7 sierpnia 2012

„Po każdym upadku podnosisz się. Bo życie jest sztuką zaczynania od nowa.”

 Tytuł notki to cytat autorstwa Ewy Nocoń

Miałem dziś napisać coś innego... coś odnoszącego się do tego co trawiło mnie ponad miesiąc. W nocy układałem w głowie słowa, wystarczył lekki bodziec bym usiadł i to napisał. Ale dobrze, że tego nie zrobiłem.
Zmieniło się wszystko przez pewną rzecz którą możecie wyśmiać. Byłem w kinie na najnowszym Mrocznym Rycerzu. I po jego oglądnięciu znów do głosu doszła nadzieja. Podepchnięta ku górze przez chęć wydostania się z tego amoku. Ten film daje taki przekaz - nadzieja nigdy nie umiera. Dzięki niej można się podnieść i powstać na nowo do normalności.
A co mi się stało? Byłem niczym Ikar. Frunąłem..... beztrosko i pełen radości. Zaślepiony nie dostrzegając tego, że ktoś kto wydawał mi się bliski - tak na prawdę bliski nie był. Do teraz nie wiem czy to było tak piękne, czy po prostu nieprawdziwe. Nie chcę już znać na to odpowiedzi. Bo kiedy tak szybowałem, zostałem z tego nieboskłonu strącony. Podcięte skrzydła nie dały już oparcia a widmo upadku stało się rzeczywistością.
I upadłem. A upadek mój był wielki. Bo to był mentalny upadek z którym nie pomogło upicie się, sen, znajomi, muzyka, książka, filmy. Nie pomogło bezsensowne leżenie w łóżku z nadzieją, że coś się zmieni. A kiedy już tego prawie nie było i naglę myślałem, że widzę światełko w tunelu - okazało się, że to pociąg. Bo nie myliłem się - upadłem. Zostałem strącony w otchłań którą sam zbudowałem moim fałszywym i nierealnym przekonaniem. Musiałem w niej utonąć i zagłębić się w ten mrok.
To było potrzebne. Ten film dał mi obecnie poczucie tego, iż jestem w stanie dać sobie radę. Opowiada też o strachu - tym który czułem ja. Strachu przed samotnością. Ale chyba nie jest tak, źle. Może i to będzie głupie dla was, że po filmie mam takie odczucia, ale... zobaczcie go. Może także w jakiś sposób przemówi do was tak jak do mnie. Ten ukryty sens odkryłem rozmyślając w czasie powrotu. Warto było. Nie żałuję i postaram się powstać ponownie. Powstać z martwicy mego umysłu, zastania się i poczucia bezsensu.

Nie sądźcie, że zmieni się coś w treściach zamieszczanych tutaj. Zawsze to będzie mój głos wołającego na pustyni o tym co mnie wstrząśnie czy będzie trapić. I pewnie upadnę jeszcze nie raz - przecież i Jezus upadł, ale wstał. Ja nim nie jestem, tylko zwykłym nieistotnym pyłkiem na tej planecie. Ale mój umysł, otoczenie, samopoczucie, marzenia, siły, mobilizacja, chęć walki i życia - to mój własny świat.
Może i po drodze upadnę, ale po to by wstać i znów zacząć iść.

30 lipca 2012

Jeden wielki misz-masz

Nie było mnie tu kawał czasu... ale nie będę się rozwodził dlaczego/przez kogo/przez co bo to już nie ma znaczenia. Ale na szczęście jedno osiągnąłem - internet w pokoju! Koniec średniowiecza.

A jak mijają mi wakacje? Dogorywam nudząc się lub upijam się totalnie... wiem, że to miejsce gdzie jestem nie jest moim miejscem, bo tęsknie do Miasta Królów. A tu? Może i jest rzeka ale kamienista wokoło a w otaczającej ją wiklinie jest syf i co innego robić prócz chodzeniem, piciem, czy paleniem ognisk? No ale by było jeszcze z kim....

Zakochałem się wiecie? W muzyce z płyt winylowych i zacząłem jak na razie bezowocne łowy na gramofon. Jak byście mieli jakieś informacje od sąsiada który dbał, że chce sprzedać - czekam na info :)
Co do płyt mam w głowie listę jakie chce kupić a z tych co znalazłem na strychu zacząłem przesłuchiwać te rockowe i na prawde są super! Kilka piosenek znałem. No ale ciekaw jestem płyty pt. "Pieśni pokoju i wojny" (hahaha :D)

W fotografii przestój... jak by wena także zrobiła sobie wakacje... albo po prostu nie mam kogo fotografować. Na zdjęciach samozwańczych thebeściaków fotograficznych jest i rzeka, i mosty i góry.... nie ma już czegoś tu co nie powodowałoby na swój widok wymiotów? Właśnie szukam takich miejsc. Kiedyś sobie obiecałem, że z mego miasta nie będę brał żadnych modelek ale... znalazłem 2 wyjątki które nie zostały zbrukane przez w/w fotografików, więc to szansa dla mnie. Pogoda nawet dopisuje, a czasem siedząc późnym popołudniem przy kompie spoglądam na jarzębinę za oknem i widzę jakim pięknym światłem jest oświetlona! Syce swe oczy tym widokiem po czym wracam do kompa. Mógłbym się ruszyć w końcu.

Za to wena pisarska... coś tam sie działo, dopisałem coś no ale muszę się postarać tę moją niechęć do tego miejsca przelać na papier. Ale także przydałoby się pouczyć na poprawkę.....

No tak bo już niedługo ruszam w drogę po całej Polsce by dotrzeć pod Łebę na obóz sportowy którym się będę opiekował. Boże... daj mi sił do tych dziecek....

3 lipca 2012

Każda góra ma swój dołek

Ten tekst usłyszałem jeszcze w czasach gimnazjum od geografa. Chodziło o to, że każde wzniesienie posiada obniżenie. Ale dla mnie te słowa to coś więcej. To zasada życia czy nawet istnienia. Nadzieja, że jednak życie nie jest pasmem nieszczęść.
A więc wyznaję zasadę, że każde nieszczęście czy smutek równoważone jest przez coś dobrego czy pozytywnego. Jing jang tyle że w przestrzeni naszego życia. Oczywiście nie odnosi się tego do sił wyższych - one są poza moja filozofią codziennego życia. Albo raczej nie są w tej kategorii. Ale o tym nie dziś!
Ostatni tydzień był także moim ostatnim tygodniem w Mieście Królów przed wakacjami i był to straszny czas! A szkoda, że nie wykorzystałem go inaczej... po prostu nie mogłem. Czemu? Bo miałem właścicielkę nie pedantkę ale pojebaną jeśli idzie o mieszkanie. Trzeba było je wypucować jak hmm no nie wiem, ale słyszałem, że w szpitalach to tak na prawdę takiej czystości nie ma jak się ludziom wydaje, ale ona wymagała takiej czystości z tego stereotypu. Nawet się chwaliła, że dziewczyny oddały mieszkanie w takim stanie. Ale to były dziewczyny! I miały nowsze mieszkanie niż my. Ale no cóż... i tak to ja musiałem odwalić większość sprzątania. Obecnie mam tego dosyć na dłuugi czas. Niestety znając rodziców rychło będę musiał popełnić ten samogwałt na sobie... już dziś czepiali się, że nic nie robiłem. A dopiero jest drugi dzień wakacji!!!!!!!!!!! Nie miałem kiedy odpocząć a im już nie pasuje.... jak zawsze wakacje w domu to ciężkie wakacje... ale być może w końcu uzyskam internet w pokoju! :D
No ale jak zawsze odbiegam od tematu i dywaguję... Udało się i w końcu rozliczyliśmy się i zdaliśmy tamto mieszkanie. No wszystko było na mojej głowie bo na mnie była umowa ale to nic, juz jest po wszystkim! :)
W niedzielę pojechałem na podpisanie umowy o nowe mieszkanie - już ja jako główny najemca tam nie figuruję! - no i spotkać się z kimś jeszcze. Wracając usiadła koło mnie piękna mulatka. W końcu postanowiłem zagaić - w końcu jestem facetem i muszę się ćwiczyć w zawiązywaniu spontanicznych znajomości. Okazało się, że jest fotomodelką, studiuje prawo itp. Byłem pod wrażeniem. A co najlepsze - zanim wysiadłem podała mi swojego maila. No i oczekuję teraz wiadomości od niej.
W ten oto sposób znów uwierzyłem w ta starą jak świat zasadę. Mam nadzieję, że ona działa

27 czerwca 2012

Prawo jazdy

Skoro część osób w jakimś tam czasie wstecz o nim pisała, że się zaczęło kurs itp to postanowiłem opisać moje wspomnienia. Się akurat złożyło fajnie, że dziś obchodzę 3-lecie posiadania tego dokumentu. Niby mam za sobą stłuczkę ale ciii nikt o tym nie wie :)
Kurs zacząłem po 18-stce jak tylko uzbierałem potrzebna kwotę. Wybrałem sobie najciekawszego instruktora po którym pozostały mi wesołe porady i anegdotki.
Egzamin pisemny zdałem spokojnie. Za to praktyczny... darł się po mnie strasznie... ale mój popisowy błąd to było przejechanie przez 5 pasów skrzyżowania i skręcenie zamiast w prawo to w lewo.... ale było strasznie! Myślałem, że nie zdam a egzaminator wypisywał spokojnie protokół a potem mi go wręczył i podziękował. Wyszedłem z samochodu, spojrzałem na niego i zobaczyłem pieczątkę ZALICZONY!!!! Szedłem z miną poważną i nijaką na co mój ojciec zareagował mówiąc - no i nie zdał. Ja podetknąłem mu protokół przed oczy i poszedłem dalej. Był zdziwiony. Ale to dopiero potem zaczęła się masakra gdy musiałem jeździć  wszędzie tylko z ojcem... on mi "radził" itp co kończyło się krzyczeniem: wolniej! nie po dziurach! (<-znienawidzony tekst) przygazuj!
i wiele innych ale te do dziś dźwięczą mi w głowie. Ale nie życzę wam jednego. Odwozić pijanych kierowców po imprezie... same porady się sypią!

23 czerwca 2012

Skacowane myśli i samotności jama.

Trochę się u mnie ostatnio działo... Ale jak zwykle czekam na wenę która bywa złośliwa. Kaca wczoraj udało mi się pokonać. Ale w trakcie odpoczynku jak zawsze myśli chciały wirować swoimi ścieżkami. Ale nie ma tego złego - wieczór spędziłem bardzo miło choć jak później się zorientowałem kilka atrakcji mnie ominęło (skoczek na moście i Lekko Stronnicze niezapowiedziane piwo) no ale przeboleję...
Ale od początku. Kac się nie wziął z powietrza. W czwartek pisałem ostatni egzamin! :) Nareszcie!! Wyniki pojutrze ale mam nadzieję na to cholerne 3 i zostanie mi tylko wtedy na wrzesień rosyjski który muszę wyszkolić porządnie przez wakacje - o chęci! Przybywajcie. Ale skoro egzamin został napisany to trzeba było opić koniec sesji całym rocznikiem (no, prawie). Więc wybraliśmy się w standardowe miejsce dozwolonego spożywania alkoholu pod chmurką czyli Miasteczko Studenckie AGH (jak by ktoś nie wiedział). Noo i tam się zaczęło. Oczywiście spokojnie wróciłem ale rano.... Ojj nie pamiętam kiedy tak ostatni raz się załatwiłem (ok przypomniałem sobie, ale też wolałbym tego uniknąć) No więc teraz wycinamy tak ok 8 godzin dnia i jestem znów na nogach :)
W tym czasie wyjechali wszyscy z mieszkania. No cóż... może to też dlatego, że nie mam nikogo? Że nikt z kim chciałbym ten czas spędzić nie ma czasu dla mnie? Może powinienem się w końcu do tego przyzwyczaić....
Szkoda tylko, że nie mam zapewnionej pracy na wakacje, znów będę kombinować cokolwiek dla jakiejkolwiek kasy... pora pomyśleć o jakimś koncie oszczędnościowym!
A teraz niestety nie będąc pod wpływem niczego siedzę lub leże słuchając z winyla Dark Side Of The Moon. Żeby tak odpłynąć z tymi dźwiękami. Niczym Petroniusz....

7 czerwca 2012

Prawdziwy szczęściarz

Kto? A no ja. Dziś miałem wybitnie szczęśliwy dzień! Chcecie poznać szczegóły? A proszę:
1. Mam zagwarantowaną z rosyjskiego Kampanię Wrześniową (wtajemniczeni wiedzą). Oczywiście muszę zdać cały semestr i wypadałoby przygotować się do egzaminu po I semestrze (btw wiecie, że semestry oficjalnie są tylko na studiach a w szkołach się tylko tak mówi?) bo moja wiedza leży i kwiczy szczególnie z gramatyki.
2. Zostałem źle nakierowany przez koleżankę (moja z kierunku oraz tez dziewczyna mojego współlokatora - nadążacie?) więc kupiłem bilet na pociąg w automacie. Tyle, że on jeździ tylko w piątki! Więc kasa, że tak powiem chu* w dupę (albo jak kto woli - psu na buty).
3. Lece do kilometrowej kolejki na Dworcu Autobusowym (RDA Kraków) Po kilku wiekach docieram do okienka gdzie słyszę co? Nie ma już biletów (to była godzina 18) do mojej zabitej dechami miejscowości.... Wszystko zostało wykupione! Spytałem jeszcze z nadzieją czy na Oświęcim coś jedzie i było! Udało się, chociaż musiałem się mocno wepchać i jechałem jak szprot w puszcze ale to uczucie znam z Krakowskiego MPK.
No i cóż.... Godzinę później z hakiem dotarłem do Oświęcimia. Na szczęście uniknąłem pieca (ha ha ha mój suchar) i tak oto wylądowałem pod Kauflandem gdzie piszę tę notkę.
Największym zbiegiem okoliczności było spotkanie przed nim mojej koleżanki z miejscowości leżącej pomiędzy Oświęcimiem (bliżej niego mieszka) a mojego miasta gdzie psy dupami szczekają.
Sami przyznacie - szczęściarz ze mnie, co?

4 czerwca 2012

Pierwsza wiosenna burza

Właśnie trwa, nie jest intensywna. Cały czas do uszu dociera szum deszczu i to jak co chwila zmienia się jego intensywność - w ten sposób natura równoważy nam gorące i pogodne dni. Ale uwielbiam oglądać pioruny z okna. Jak zdobią niebo pajęczyną świetlistych nici. Chciałbym móc przystanąć i zamyślić się ale... nie mogę. Moje lenistwo doprowadziło, że znów uczę się na ostatnią chwilę. Ale mam na dziś dość! Idę spać... wstanę nad ranem....
Tylko szkoda się kłaść gdy za oknem takie widowisko.... szkoda tej burzy....

Dodane o 7:29
Nie śpię już od ponad dwóch godzin.... czuję się jak na haju tyle że bez odlotu... obym dziś dał radę... Po burzy pozostała mokra ulica i szare niebo... tak szare jak cała dzisiejszy dzień przepełniony nauką....
Po cholerę mam coś wiedzieć i pillingu tkanin?

Dodane o 17:10
Taak właśnie wróciłem... z bólem głowy rozsadzającym czaszkę i  gorzkim smakiem niepowodzeń... to był dzień do kitu... nie, zaraz przecież jeszcze trwa! Damn it....
Dziś zero alkoholu... tabletkowa szpryca i do lulu...

25 maja 2012

Stracone lata

Dziś przeglądając zdjęcia pewnych osób i czytając ich posty różnorakie doszedłem do wniosku, że straciłem swoją młodość... Tak dokładnie. Nie wykorzystałem jej tak jak bym chciał... jak teraz wiem, że chciałem...
O co dokładnie chodzi? Koniec czasów podstawówki i czasy gimnazjum. W LO zaczęło się coś zmieniać. Kim byłem? Szarym człowieczkiem całkowicie zdominowanym przez rodziców. Nie miałem dobrych znajomych, no i właśnie wtedy moimi znajomymi stawali się ludzie z wirtualnego świata - zaczęło się to przenikanie. Dlatego moje przeświadczenie jest niezmienne - świat osoby po drugiej stronie łącza jest tym samym realnym światem tylko oddalonym o kilka/kilkaset/kilka tysięcy kilometrów. Ale nie miało być o tym! Dominacja rodziców dotyczyła ubioru i możliwości wybywania z domu. Koniec końców byłem tym innym z klasy, zawsze przy mnie zapraszano się na wspólne urodziny, imprezy itp a mnie pomijano. Przez to coraz mocniej się zamykałem no itp. Wtedy też mój brat zaraził mnie zespołem Rammstein. A ja byłem wtedy fanem popu i techno popu (kilka kawałków do dziś lubię) ale zaczęła się we mnie przemiana która trwała całe LO bo wtedy poznałem twórczość Kazika i Kultu. I zmieniam się do tej pory, poznaje nowe zespoły i nowe piosenki. Jestem fanem rocka, metalu itp. Takim nie wyróżniającym się i cały czas poznającym to co wpada mi w ucho.
A o co chodzi z tytułem? Musiałem was wprowadzić w to jaki byłem. A teraz widzę znajome twarze które znam kiedy od kiedy były one w gimnazjum, kiedy są teraz... i mają swoje grupki czy małe społeczności rock i metal fanów. Świetnie się bawią, wygłupiają, piją i jarają i po prostu spędzają czas w wiklinie, na koncertach itp. Są bardziej wolni. Tak też miało wiele osób z mojego rocznika też w takich społecznościach. I tak siedzę teraz sam i żałuję... żałuję, że ja sam to straciłem. Nie chodzi o rozpijanie się będąc młodszych, chociaż ma to plusy - znam osoby które wybawiły się wtedy a teraz już nie czują do tego tak wielkiego pociągu, znam takich którzy ostro bawili się wtedy i bawią do teraz. Znam takich jak ja - co nie korzystali wtedy a zaczęli właśnie na studiach, TU w Mieście Królów bądź innym. Jednak też są tacy z którymi mam wspólną przeszłość ale teraźniejszość rysuje się pod znakiem rozpicia i wyszumienia zbyt ostrego teraz które wciąga jak wir. To cienka granica i mam nadziej, że w ten sposób nie skończę. Ale właśnie żałuję i zazdroszczę tym opisanym na początku tego akapitu. Teraz się wyszumią, poślizgną się na błędach młodości ale też dobrze zabawią. Czasem czuję się za stary widząc właśnie ich. Ale ciesze się, że wybrałem muzykę alternatywną.
Dlatego czuję się jak bym nie pasował do tego czasu... mówiąc za piosenką "nie dorosłem do swych lat". Ja wciąż chce bawić się jak oni! I teraz właśnie tak mam.
Nie za późno?
A co mi szkodzi... zdrówko!

13 maja 2012

Miasto Królów

Ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę, że po 1.  nie piszę o niczym pozytywnym, a po 2. nie napisałem nigdy nic o mieście gdzie studiuje choć tak wiele ono dla mnie znaczy.

Po tytule chyba każdy się domyśla o które chodzi. Nie, to nie Gniezno lecz najlepsza stolica jaka kiedykolwiek była, gród zacny i szlachetny Krakowem zwany.
Dlaczego właśnie tu? Jest daleko od domu, ale też nie tak daleko  bym musiał pół dnia się tarabanić z domu. Ale to tylko taki szczegół upiękniający tutaj pobyt.

Kraków. Dlaczego właśnie to miasto wybrałem na studia? Bo to miasto z historią zaklęta w swych murach. Z Wawelem górującym nad Wisłą, Sukiennicami ,Rynkiem i widocznymi z daleka wieżami kościoła Mariackiego. To także Hejnał grany co godzinę i jeśli jestem wtedy na rynku to przystaję i wsłuchuję się w te nagle urywaną melodię. Ale to tylko niektóre z charakterystycznych budowli. Więcej mogłem  poznać i odkryć samodzielnie. Bo już nie chodzę tylko tam gdzie wszyscy turyści. Przeważnie z rynku przemykam mniejszymi uliczkami, lub odwiedzam parki te nieznane i na uboczu. Gdy spaceruję Bulwarami Wiślanymi to chętnie odwiedzam także i Rynek Podgórski. Ale także bardzo polubiłem kopiec Kraka. Nie jest tak popularny jak kopiec Kościuszki ale lepszy jest z niego widok na centrum. Mógłbym jeszcze wymieniać i wymieniać.
Ale to nie tylko budynki. To także możliwość obcowania z kulturą w wielu teatrach, czy możliwość przypadkowego spotkania jakiegoś aktora czy podglądnięcie jak kręcą serial lub film.
Zakochałem się w tym mieście. Nie nudzi mi się gdy po raz n-ty mijam kościół Mariacki lecz zawsze z uwielbieniem na niego popatrzę. Ostatnio spacerowałem po Krakowie nocą i może na plantach było wiele ludzi, było także głośno przez muzykę z klubów to jednak gdzieś dalej można się rozkoszować wieczornym spokojem sennego miasta.

I dlaczego kocham Kraków? Bo jest piękny, tajemniczy, zabytkowy i nigdy się nie nudzi.

11 maja 2012

Ludzie bez grzechu

Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz.
(J 8,1-11)

A jak to jest z nami? Mam tu na myśli naszą społeczność miastową, wiejską, narodową. Ile razy potępiamy kogoś za odmienne poglądy, kibicowanie innej drużynie czy preferencję polityczną. Wiele z nich na tym cierpi - psychicznie bądź też i fizycznie. Inni reagują na to śmiechem ale wszystko zależy też od tego jak kto bierze taką sytuację do siebie.
Ludzie! Przebudźcie się bo na prawdę nie wiecie co czynicie! Fragment przytoczony powyżej ma być wzorem dla ludzi którzy przyznają się do wiary katolickiej. W innym miejscu jest powiedziane "nie potępiaj a nie będziesz potępiony". A co my robimy? Przede wszystkim chce wytknąć hipokryzję środowiskom które uważają się za katolickie i patriotyczne. Oni czyli tzw prawdziwi Polacy, Ci którzy najgłośniej krzyczą, że Polska jest pod okupacją Rosji i Niemiec. Ci którzy atakują każdego kto nie jest z nimi. Widzą wszędzie wrogów, spiski i zamachy. Jak by powyższa sytuacja mogła wyglądać w obecnej Polsce? Na pewno nie skończyłoby się tak jak w powyższej historii.

Jezus udał się na Krakowskie Przedmieście, zaczął oglądać zastaną tam sytuacje związaną z kolejną miesięczną manifestacją. Wówczas bractwo Solidarnych 2010 zebrało się koło niego i dopytywali się czy to właśnie ON. Jezus usiadł i rysował palcem na ziemi. Wtedy wściekły tłum przyprowadził mu człowieka którego oskarżano o sprzedanie się Niemcom i Rosjanom, że ma na rękach krew ofiar, że źle mówił o ś.p. prezydencie. Domagał się dla niego kary. Chcieli go ukamienować. Zaczęli więc dopytywać Jezusa i przedstawiać mu winy człowieka. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli zamarli nagle. Patrzyli jeden na drugiego. Wtem wystąpiła przed nich pewna babuszka o anielskim spokoju wymalowanym na twarzy i skromnie wyglądająca, zaś jej głowę zdobił moherowy beret. Wzięła zamach i rzuciła kamień. Człowiek został trafiony w skroń i polała się krew. Stracił przytomność. Wtem rozległ się ryk zadowolenia Solidarnych i poczęli obrzucać człowieka. Nie zauważyli, że Jezus widząc ich uczynek zapłakał i oddalił się.

28 kwietnia 2012

Pozostawiony sam sobie

Ile razy mieliście tak, że ktoś zostawiał was z wszystkim do zrobienia? Coś co powinno zostać podzielone i zrobione wspólnymi siłami zostało zrzucone na wasze barki. Pewnie często, jak i mnie. Dziś po raz kolejny.... moi współlokatorzy fruu wyjechali już na majowy weekend. A ja? Miałem w planie się spotkać z kimś, ale nie udało mi się bo musiałem ogarnąć ten cholerny burdel! SAM!!!
To było takie wkurwiające.... w dodatku ta osoba się obraziła na mnie, bo nie wyrobiłem się. No po prostu myślałem, że mnie coś totalnie trafi z miejsca....
No i jak tu się rozkoszować leniwym dniem w Mieście Królów? Nie mogłem się nawet wybrać na spacer... niestety.... jutro znów wracam do tych znienawidzonych zaułków... Przez cały tydzień będę się męczyć....
Dlaczego nie będę miał wytchnienia? Bo po nim zaraz są egzaminy, kolokwia i egzaminy i tak w koło Macieju! Zaczynam mieć dość.... szczególnie, że nie mam na kogo liczyć... że muszę sam siebie znosić w tej wściekłości...
Miłego i udanego weekendu majowego. Powodzenia i kop w tyłek na szczęście dla maturzystów

24 kwietnia 2012

Tornado

Jutro nad Miastem Królów spodziewana jest piękna, słoneczna pogoda z chwilowymi zachmurzeniami. Na pewno? Ja wyczuwam tornado, wielki wir napięcia, strachu, emocji i... czego? Pozytywnej energii? No nie wiarygodne...
Ale tak, szykuje się coś wielkiego. Zaangażowany w konferencję próbuję ogarnąć burdel i moja nadzieja rozbija się niczym statek o klif. Bo takiego rozpiździelca nie da się ogarnąć. Więc naginam go do tego co by mi odpowiadał. Ale będzie ciekawie... jako czasoumilacz odbieram kilka osób z dworca a tego samego dnia później prowadzę konferencję! Genialnie... Może to także będzie okazja do poznania ciekawych osób, któż to wie. Ale tornado przybiera na sile, czuje spadek temperatury a jutro wieczorem już pierwsze chmury zaczną się zbierać i wirować szalenie.
Niedługo też weekend majowy który nie zapowiada się jak sielanka......

16 kwietnia 2012

W samotności rodzą się szaleńcy

Dziś szczególnie wróciłem do tego powyższego obrazka.... Dlaczego, spytacie?  Otóż rozpoczął się proces osoby która nie tak dawno dokonała samodzielnie bardzo krwawego zamachu, podwójnej akcji dziejącej się w stolicy tego kraju i na pewnej wyspie. Ta osoba to Andreas Breivik winny śmierci 77 osób w zamachu bombowym w Oslo i krwawej jatce jaką urządził na wyspie Utoya. Co nim kierowało? Czytajcie sami - jest przeciwnikiem wielokulturowości i to był dzień w którym postanowił wysłać swoje przesłanie w świat. Udało mu się. Jednych zaszokował, innych zachwycił. Jednych zabił, innych zranił ale na pewno wielu poruszył tym co dokonał. Mało kto przejdzie koło tego obojętnie. Ale czy My na prawde czujemy się bezpiecznie? Przecież Europa ma swoje "demony" przeszłości - IRA, ETA i nie tylko, wiele innych organizacji czy osób. Ale odbiegam na organizacje. Jak samotny musi być więc człowiek by stać sie potworem? Gdzie przebiega ta cienka granica po odrzuceniu przez ludzi?  Takich jednostek jest o wiele więcej jak ten wspomniany wyżej: Hitler, Lenin, Stalin - oni też byli w młodości nikim, zaś kim się stali? Kim musiał być Bin Laden? Kim Husajn? Jak życie musiało ich doświadczyć, że stali się tymi kim się stali? Że wzięli sprawy w swoje ręce i dokonali tego co dokonali. Na zawsze zapisali się tym w historię tego świata.
Dlaczego o nich wspominam? Kiedyś jak czułem się taki strasznie odrzucony przez wszystkich - czasy mojego pierwszego bloga; to takie myśli przychodziły mi do głowy, by zrobić to samo co bohater Sali samobójców. By tych którzy byli dla mnie udręką ukarać raz na zawsze - mocno i słono. Bardzo słono. Nasiliło się to po znalezieniu przeze mnie w domu pistoletu po dziadku. Do dziś mnie kusi... Czasem siadam w piwnicy i oglądam go ostrożnie, głaszczę lufę ale chowam go z powrotem. Boję się własnych myśli kiedy trzymam go w rękach. W tamtym czasie zapoznałem się również z setkami przeróżnych tortur i zapamiętałem te które mogłyby być ciekawe w zastosowaniu. Pamiętam je dokładnie do dziś. Więc pytam się ponownie - gdzie przebiega ta cienka granica?
Czy może też jest sens by spisać te wszystkie odczucia, myśli, złości i frustracje w pamiętnik? Opublikować w sieci, wydać książkę? Może lepiej nie... jest tylu świrusów, że któryś mógłby na podstawie takiej lektury wcielić tekst w życie - powołać fikcję do rzeczywistości. Chyba jedynym wyjściem jest spisanie tych złości, odetchnięcie, rozpalenie ognia i spalenie za jakiś czas tego wszystkiego. Ale to lubi wracać.... a jeśli wróci na tyle silne by przekroczyć cieniutką granicę? 

12 kwietnia 2012

Nie taki znów początek

Tych którzy tu zawitali - witam serdecznie! To mój kolejny blog lecz pierwszy na tym portalu. Niestety portal na O zdenerwował mnie na tyle, bym zechciał zbadać ten wariant. Wszystko wyjdzie w praniu.
Nie zamierzam przenosić poprzednich notek chyba, że będzie trzeba. Dla tych którzy trafili tu po raz pierwszy zostawiam ten link swiat-wg-topola (gdyby pokazywało, że blog jest pusty odświeżaj do skutku bo jest tam wszystko). Zaś tych którzy wciąż chcą mnie czytać nawet na banicji witam równie mocno i serdecznie ciesząc się niezmiernie z waszej obecności.
Jako ciekawostkę dodam, że powyższy adres bloga jest mym powrotem do korzeni - tak nazywał się mój drugi blog (nazwy pierwszego, skasowanego zresztą nie pamiętam). Ale niesie ona za sobą aurę tajemniczości dlatego zawsze mi się podobała i czekała na swój renesans.
W stronach podaje link do tzw "strony o mnie".
Ogłaszam wszem i wobec, że blog został otwarty!