7 sierpnia 2012

„Po każdym upadku podnosisz się. Bo życie jest sztuką zaczynania od nowa.”

 Tytuł notki to cytat autorstwa Ewy Nocoń

Miałem dziś napisać coś innego... coś odnoszącego się do tego co trawiło mnie ponad miesiąc. W nocy układałem w głowie słowa, wystarczył lekki bodziec bym usiadł i to napisał. Ale dobrze, że tego nie zrobiłem.
Zmieniło się wszystko przez pewną rzecz którą możecie wyśmiać. Byłem w kinie na najnowszym Mrocznym Rycerzu. I po jego oglądnięciu znów do głosu doszła nadzieja. Podepchnięta ku górze przez chęć wydostania się z tego amoku. Ten film daje taki przekaz - nadzieja nigdy nie umiera. Dzięki niej można się podnieść i powstać na nowo do normalności.
A co mi się stało? Byłem niczym Ikar. Frunąłem..... beztrosko i pełen radości. Zaślepiony nie dostrzegając tego, że ktoś kto wydawał mi się bliski - tak na prawdę bliski nie był. Do teraz nie wiem czy to było tak piękne, czy po prostu nieprawdziwe. Nie chcę już znać na to odpowiedzi. Bo kiedy tak szybowałem, zostałem z tego nieboskłonu strącony. Podcięte skrzydła nie dały już oparcia a widmo upadku stało się rzeczywistością.
I upadłem. A upadek mój był wielki. Bo to był mentalny upadek z którym nie pomogło upicie się, sen, znajomi, muzyka, książka, filmy. Nie pomogło bezsensowne leżenie w łóżku z nadzieją, że coś się zmieni. A kiedy już tego prawie nie było i naglę myślałem, że widzę światełko w tunelu - okazało się, że to pociąg. Bo nie myliłem się - upadłem. Zostałem strącony w otchłań którą sam zbudowałem moim fałszywym i nierealnym przekonaniem. Musiałem w niej utonąć i zagłębić się w ten mrok.
To było potrzebne. Ten film dał mi obecnie poczucie tego, iż jestem w stanie dać sobie radę. Opowiada też o strachu - tym który czułem ja. Strachu przed samotnością. Ale chyba nie jest tak, źle. Może i to będzie głupie dla was, że po filmie mam takie odczucia, ale... zobaczcie go. Może także w jakiś sposób przemówi do was tak jak do mnie. Ten ukryty sens odkryłem rozmyślając w czasie powrotu. Warto było. Nie żałuję i postaram się powstać ponownie. Powstać z martwicy mego umysłu, zastania się i poczucia bezsensu.

Nie sądźcie, że zmieni się coś w treściach zamieszczanych tutaj. Zawsze to będzie mój głos wołającego na pustyni o tym co mnie wstrząśnie czy będzie trapić. I pewnie upadnę jeszcze nie raz - przecież i Jezus upadł, ale wstał. Ja nim nie jestem, tylko zwykłym nieistotnym pyłkiem na tej planecie. Ale mój umysł, otoczenie, samopoczucie, marzenia, siły, mobilizacja, chęć walki i życia - to mój własny świat.
Może i po drodze upadnę, ale po to by wstać i znów zacząć iść.

12 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że każdy człowiek boi się samotności. No dobra uogólniam, żeby nie było, że tylko ja boję się, że pewnego dnia wstanę i nie będę miała do kogo gęby otworzyć. Po upadku wystarczy otrzepać kolana i iść dalej, nic innego nie pozostaje. Też wolałabym nie wiedzieć czy ktoś mnie oszukiwał, bo skoro chociaż w moim odczuciu było dobrze to po kiego grzyba niszczyć sobie wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samotność jest piękna na swój sposób. Jeśli zostajesz sam, a otaczał Cię wianuszek znajomych - albo Ty jesteś nie do wytrzymania, albo więzi nie było.

      Usuń
  2. Do teraz nie wiem czy to byłą prawda.... ale chyba nie byłą skoro stało się jak się stało, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  3. któż inny jak nie Aj :D7 sierpnia 2012 22:08

    No i zrobiłeś z igły widły ;p wpis wcale nie taki pesymistyczny jak go malowałeś ;p choć o pewne rzeczy mam ochotę dopytać ale to raczej prywatnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Samotność czasami jest dobra, jednak jej nadmiar niezbyt korzystnie dna nas wpływa. Ale może takie odosobnienie jest potrzebne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się wydaje, że odosobnienie jest miejscami zbawienne.

      Usuń
  5. Ten film niekoniecznie dla wszystkich może mieć takie samo przesłanie jak dla ciebie. O co mi chodzi: długo poszukiwałeś czegoś, co pozwoliłoby ci się podnieść, otrzepać i iść dalej. W końcu zapewne porzuciłeś starania i trochę pogodziłeś się z rzeczywistością i z upadkiem (niesłusznie). I tutaj nagle pojawił się ten film, który na pewno miał jakiś ukryty sens, który każdy może zinterpretować na własny sposób. Tobie, na przykład, pomógł właśnie podnieść się i otrzepać.

    Kiedyś napisałam notkę na temat właśnie takich upadków, zawodu przez bliskie osoby, itd. Doszłam do pewnej konkluzji, jeśli jesteś ciekaw, to serdecznie zapraszam: http://antisocial-paranoic.blogspot.com/2012/05/never-give-up.html

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także ciekawy wniosek. Na pewno jeszcze do niego wrócę. Dzięki :)

      Usuń
  6. No proszę, film tyle zmienił, to niemal dziwne. Nie kwestionuję jednak, bo ani filmu nie widziałam, ani czegoś takiego nie doświadczyłam. Masz ładny styl. Zwłaszcza, że jesteś chłopcem, a jednak chłopców mniej na blogach. O dysleksji nie wspominając.
    Ja jak coś sobie w nocy w mózgu ułożę, co chciałabym np. rano zapisać, to zapomnę. Irytujące.
    Zgadza się, wszyscy upadamy. Niestety.
    Podoba mi się tu. Dodam Cię do linków i będę śledzić i komentować w miarę możliwości.
    Pozdrawiam.
    [zlodziej-mysli.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Noo na chłopca jestem już troche duży ;P
    To opowiadanie? Nie piszesz żadnego blogowego pamiętnika? Pozdrawiam

    P.S. Witam panią oceniaczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tutaj się zatrzymam. Mam czego szukałam.
    Najpierw ironia losu - właśnie dzisiaj włączyłam Mrocznego Rycerza ostatnią część, ale jakość była tak odstręczająca, że postanowiłam filmu nie profanować. Ale wrócę do niego. Po tym poście z jeszcze większą motywacją.
    Widzisz, ja nie chcę przecinać tej delikatnej nici,która jeszcze mnie łączy z tą koleżanką, bo czuję,że mimo wszystko bardzo ją to zaboli. Znam ją dobrze i wiem, że często bliskie osoby ją raniły i wykorzystywały, a jak już nie była potrzebna, to pomachały i adieu.
    Nie chcę być taką świnią...
    Podciąć zmyślone skrzydła czy udawać dalej?
    Nie wiem, co gorsze.
    Nie mogę pojąć jak zmienny jest człowiek. Jak w jednej chwili każde, nawet najgłębsze uczucie, może się ochłodzić, ulotnić, zniknąć.
    Nie jestem osobą, która się angażuję,może dlatego, że za bardzo nie wierzę w swoje siły, które pozwoliłyby mi się podnieść.
    Przepraszam, za dużo o mnie. Ale nie chcę drążyć tego, czego Ty doświadczyłeś, bo sama bym nie chciała, żeby ktoś mnie o to wypytywał.
    Jeśli jednak możesz, powiedz, jaki moment był przełomowy? Urwanie tego wszystkiego, pęknięcie tej bańki mydlanej?

    PS. Miasto Królów - dla mnie od razu było wiadome, które to:D. Jeszcze tylko rok i będzie moje.

    OdpowiedzUsuń