27 czerwca 2012

Prawo jazdy

Skoro część osób w jakimś tam czasie wstecz o nim pisała, że się zaczęło kurs itp to postanowiłem opisać moje wspomnienia. Się akurat złożyło fajnie, że dziś obchodzę 3-lecie posiadania tego dokumentu. Niby mam za sobą stłuczkę ale ciii nikt o tym nie wie :)
Kurs zacząłem po 18-stce jak tylko uzbierałem potrzebna kwotę. Wybrałem sobie najciekawszego instruktora po którym pozostały mi wesołe porady i anegdotki.
Egzamin pisemny zdałem spokojnie. Za to praktyczny... darł się po mnie strasznie... ale mój popisowy błąd to było przejechanie przez 5 pasów skrzyżowania i skręcenie zamiast w prawo to w lewo.... ale było strasznie! Myślałem, że nie zdam a egzaminator wypisywał spokojnie protokół a potem mi go wręczył i podziękował. Wyszedłem z samochodu, spojrzałem na niego i zobaczyłem pieczątkę ZALICZONY!!!! Szedłem z miną poważną i nijaką na co mój ojciec zareagował mówiąc - no i nie zdał. Ja podetknąłem mu protokół przed oczy i poszedłem dalej. Był zdziwiony. Ale to dopiero potem zaczęła się masakra gdy musiałem jeździć  wszędzie tylko z ojcem... on mi "radził" itp co kończyło się krzyczeniem: wolniej! nie po dziurach! (<-znienawidzony tekst) przygazuj!
i wiele innych ale te do dziś dźwięczą mi w głowie. Ale nie życzę wam jednego. Odwozić pijanych kierowców po imprezie... same porady się sypią!

3 komentarze:

  1. Ja bardzo planowałam na prawo jazdy się wybrać po mojej osiemnastce ale się nie wybrałam bo się wystraszyłam.
    A odwodzić pijanych wiem jak to jest. Co prawda sama nie odwoziłam ale byłam jedynym trzeźwmy pasażerem poza kierowcą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie dopiero czeka kurs, a to już za pół roku...
    Musisz się kiedyś ze mną przejechać - koniecznie.

    Miałeś szczęście do egzaminatora, zazwyczaj oblewają za byle co, a nawet wyszukują błędów, aby zapłacić raz jeszcze za sam egzamin ; ).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ps.Przeniosłam się na rozgrzesznik.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń